„Apokalipsa Z: Początek końca” (2024) – Hiszpański zombie horror


Film Apokalipsa Z: Początek końca wyreżyserowany przez Carlesa Torrensa to filmowa adaptacja oparta na bestsellerowej powieści Manela Loureiro. Choć nie stara się rewolucjonizować gatunku, oferuje pełen emocji i napięcia seans. Mimo to, ma swoje momenty przewidywalności, które nie odbierają jednak frajdy z seansu.

Fabuła – samotnik, kot i pandemia w hiszpańskiej Galicii
Akcja toczy się w listopadzie 2024 roku. Manel (Francisco Ortiz) po śmierci żony żyje w izolacji z kotem Lúculo. Gdy wybucha epidemia wirusa (przypominającego wściekliznę) społeczeństwo pogrąża się w chaosie. Przy próbie ucieczki do rodziny plany Manela legną w gruzach – granice zostają zamknięte, a Manel wyrusza w podróż pełną zombie i dramatycznych wyborów.
Pierwsza połowa filmu to budowanie narastającego niepokoju – rozhisteryzowane media, dramatyczne lockdowny i pustoszejące ulice. Dopiero potem zaczyna się chaos – akcja, pogoń przez masy zombie i typowe elementy dla filmu postapokaliptycznego.

Elementy grozy – zombie, przemoc i kot
Wirus przekształca ludzi w agresywne, szybkie zombie. Brutalność ataków, gryzienia, wściekłe mordy i pogonie po mrocznych szpitalach czy przez zatłoczone ulice – wszystko działa na pełnych obrotach. W filmie nie brak ostrych starć i pełnego grozy narastającego chaosu. Kot Lúculo to ciekawy dodatek – wprawdzie nie potwór, ale ważny bohater i nieodłączny towarzysz wszystkich przygód.

Klimat i nastrój – Galicia tonie w popiele apokalipsy
Produkcja wykorzystuje lokalne krajobrazy: Galicię – zapomniane mosty, zniszczone miasta i port w Vigo. Surowy, jesienny klimat i zimne barwy sprawiają, że widz odczuwa osaczenie i zagrożenie. Buduje to atmosferę dystopijnego, europejskiego horroru, a pierwsze sekwencje bardzo przypominają seriale The Walking Dead.

Czy warto obejrzeć? – tak, jeśli lubisz horrory zombie
Apokalipsa Z: Początek końca to rozrywka pełna napięcia, ale bez głębokich filozofii. To europejski horror o zombie i apokalipsie – ambitny, ale niepretensjonalny. Jeśli szukasz filmu o pandemii, który przypomina rzeczywistość COVID-19, z dobrze zbudowanym początkowym napięciem i niezłymi scenami przetrwania – to solidny wybór.

Underworld: Bunt Lykanów (2009) – Początki krwawej wojny

Underworld: Bunt Lykanów to trzeci film w serii, ale fabularnie przenosi nas do początków konfliktu wampirów i likanów. Produkcja pokazuje, jak narodziła się wojna, którą znamy z poprzednich części. Choć brakuje tu Selene, film nadrabia mocną historią, dramatyzmem i epickimi starciami. To udany prequel, który świetnie uzupełnia sagę.

Zakazana miłość i rewolucja

Akcja koncentruje się na wilkołaku Lucianie, który staje się liderem powstania przeciwko wampirom. Historia miłości między nim, a córką wampirzego przywódcy, Sonją, dodaje fabule tragicznego wymiaru. To opowieść o wolności, zdradzie i cenie, jaką trzeba zapłacić za bunt.

Krwawe bitwy wilkołaków z wampirami

W tej części groza ustępuje miejsca dramatyzmowi i epickiej opowieści o walce o wolność. Nie brakuje jednak brutalnych scen, mrocznego klimatu i napięcia w relacji między Lucianem, a Sonją, które prowadzi do tragicznego finału. Film oferuje spektakularne starcia – hordy wilkołaków walczących z armią wampirów, brutalne pojedynki i mroczne więzienia. Widzimy bezwzględność wampirów, którzy traktują wilkołaki jak niewolników, oraz siłę straszliwych bestii gotowych wyrwać się na wolność. To opowieść o miłości skazanej na porażkę i krwawej rewolucji, więc nastrój jest cięższy, pełen goryczy i poczucia nieuchronności losu.

Michael Sheen jako Lucian jest fenomenalny – charyzmatyczny, pełen emocji i siły. Rhona Mitra świetnie sprawdza się jako Sonja, a Bill Nighy ponownie błyszczy jako bezwzględny Viktor. Scenografia, więzienia i gotyckie zamki nadają filmowi epickiego charakteru.

Czy warto obejrzeć Underworld: Bunt Lykanów?

Zdecydowanie tak, szczególnie jeśli ktoś jest fanem uniwersum Underworld. Bunt Lykanów to film pełen emocji, dramatyzmu i brutalnych bitew, który w piękny sposób pokazuje genezę konfliktu. To najmroczniejsza, ale też najbardziej tragiczna część serii.

The Mist – Mgła

Mgła – jeden z najmocniejszych horrorów końca dekady
„Mgła”, w reżyserii Franka Darabonta (twórcy Skazanych na Shawshank i Zielonej Mili), to adaptacja opowiadania Stephena Kinga, która łączy rasowy horror z głębokim dramatem psychologicznym. To film, który nie tylko straszy, ale też zmusza do refleksji nad ludzką naturą. Jego ponura atmosfera, świetna realizacja i kontrowersyjne zakończenie sprawiają, że to jedna z najmocniejszych ekranizacji prozy Kinga.

Katastrofa, izolacja i groza wewnętrzna
Po potężnej burzy nad małym miasteczkiem w stanie Maine zaczyna unosić się dziwna, gęsta mgła. Gdy na zewnątrz zaczynają pojawiać się przerażające istoty, grupa mieszkańców – w tym artysta David Drayton i jego syn – zostaje uwięziona w supermarkecie. Z czasem okazuje się, że mgła skrywa potwory z innego wymiaru, a jeszcze większym zagrożeniem niż one mogą być… inni ludzie.
Film opowiada o rozpadającej się społeczności, paranoi i szaleństwie. To studium przetrwania – nie tyle fizycznego, co moralnego.

Czy film jest straszny? – zdecydowanie tak, i to na wielu poziomach
„Mgła” potrafi przerazić – nie tylko za sprawą świetnie zaprojektowanych potworów, ale przede wszystkim poprzez napięcie narastające między bohaterami. Nastrój grozy wynika ze strachu przed nieznanym, ciasnej przestrzeni i zagrożenia z każdej strony. Najbardziej przerażające okazują się nie tyle stwory, co fanatyzm religijny i ludzka desperacja.

Elementy grozy – potwory, pajęczaki, latające stwory i… ludzie
W mgle czają się przerażające, obce istoty – ogromne owady, pajęczaki, latające stwory, a nawet coś, co przypomina gigantyczne macki. Ich projekty są oryginalne i naprawdę niepokojące. Film nie unika brutalnych scen – są momenty pełne krwi, bólu i śmierci, ale wszystko podporządkowane jest przygniatającej atmosferze.

Klimat i nastrój – duszna atmosfera końca świata
Darabont mistrzowsko buduje klimat klaustrofobii i osaczenia. Sklep staje się mikrokosmosem pełnym narastającego szaleństwa. Mgła za oknami to metafora – nie tylko dosłowna bariera, ale też niepewność, lęk i nieznane. Nastrój filmu jest ponury, coraz bardziej depresyjny i przytłaczający, prowadząc do jednego z najbardziej szokujących finałów w historii horroru.

Aktorstwo i scenografia – wiarygodność i naturalność
Thomas Jane jako David to bohater z krwi i kości – ludzki, nieidealny, ale przekonujący. Marcia Gay Harden jako pani Carmody jest fenomenalna – jej rola fanatyczki religijnej przeraża bardziej niż większość stworzeń. Obsada drugoplanowa (Toby Jones, Laurie Holden, Andre Braugher) nadaje historii wiarygodności. Scenografia ograniczona do sklepu i mgły za oknem buduje skutecznie poczucie uwięzienia.

Czy warto obejrzeć ten film?
Zdecydowanie tak – „Mgła” to nie tylko świetny horror, ale również głęboka opowieść o strachu, wierze, chaosie i granicach człowieczeństwa. To film, który zostaje w głowie na długo, głównie za sprawą mocnego przesłania i poruszającego zakończenia. Dla fanów Kinga, horroru psychologicznego i potworów – absolutna klasyka, którą warto znać.